Kiedy Marcin i Monika rzucili hasło „wypad do Szkocji w marcu” podeszłam do sprawy nieco sceptycznie… Szkocja – bardzo chętnie ! Ale w marcu? Czemu nie w kwietniu albo jeszcze lepiej w maju kiedy wszystko jest już pięknie zielone, szkockie krajobrazy zapierają dech w piersiach, a dni dłuższe i cieplejsze? Okazało się jednak, że nie ma wyboru i że jest to ich ostatnia okazja na odwiedzanie Szkocji przed powrotem do Polski. Zatem decyzja zapadła i na początku marca spakowaliśmy (z wielkim trudem) nasze auto w 4 dniową podróż po Szkocji. Przygotowałam ogólny plan podróży, który obejmował i spanie na dziko, i w hostelach, i zamki, i wodospady, i plaże, i góry i nawet „koniec świata” jakim można określić Nest Point. Miejscem docelowym w pierwszym dniu była dolina Glen Etive i tam właśnie spaliśmy pod namiotami uskuteczniając tzw. „wild camping”. Dupki nam zmarzły przy tym nieziemsko, ale o tym w dalszej części naszej wiosennej przygody w Szkocji 😉
Wiosenna Przygoda w Szkocji – skocz do:
Zamek Eilean Donan Castle i wędrówka na Old Man of Storr (cz.2) • Wodospad Mealt Falls i wędrówka na Quiraing (cz.3)
Plaża koralowa na Skye i latarnia Nest Point (cz.4) • Wiadukt kolejowy Glenfinnan i dolina Glen Nevis (cz.5)
Podróż Yorkshire → dolina Glen Etive
Pierwszy dzień 4 dniowego zwiedzania Szkocji to przede wszystkim przejazd z Yorkshire do doliny Glen Etive, która położona jest w sąsiedztwie słynnej doliny Glen Coe. Drogę tą pokonywaliśmy już wielokrotnie i zwykle jest to niecałe 6 godzin – 450km. Podróż autem przez tyle godzin jest zawsze nieco męcząca, w związku z tym, na ten dzień nie zaplanowaliśmy zbyt wielu atrakcji. Ot jedno jeziorko, jeden zamek, przejazd drogą widokową A82 i na koniec malownicza dolinka, w której mieliśmy obozować.
Jadąc do doliny Glen Coe z Yorkshire (innymi słowy z południa Wyspy na północ) mamy do wyboru dwa warianty podróży:
- Pierwszy wariant zakłada przejazd przez Glasgow, a następnie drogą A82 jedziemy wzdłuż jeziora Loch Lomond (warto zatrzymać się na zdjęcia a nawet piknik nad tym dużym i bardzo popularnym wśród turystów jeziorem) i dalej kontynuując A82 dojedziemy prosto do doliny Glen Coe i Glen Etive.
- Wariant drugi omija Glasgow, prowadzi nas wyżej na północ, autostradą aż do Stirling (gdzie z drogi podziwiamy zamek Stirling albo nawet robimy przerwę i zwiedzamy 😉 ) Dalej kierujemy się na Callander (małe miasteczko, w którym w jednej z kafejek warto zaopatrzyć się na drogę w smakowite, świeżutkie wypieki i równie dobrą kawę, także w opcji z mlekiem sojowym), przejeżdżamy wzdłuż jeziora Lubnaig i na końcu, w miejscowości o wdzięcznej nazwie Tyndrum, dobijamy do drogi A82 prowadzącej do Glen Coe i Glen Nevis
Warto sprawdzić obie drogi – będzie okazja – wszak trzeba tędy wrócić 😉 My zwykle wybieramy drugi wariant omijając Glasgow i kierujemy się na Callander. Ta droga po prostu bardziej przypadła nam do gustu.
Jezioro Loch Lubnaig
Tym razem również wybraliśmy wariant drugi. Mniej więcej po 10 minutach jazdy od Callander zatrzymaliśmy się nad jeziorem Lubnaig na drugie śniadanie. Kiedy byliśmy tam z Moniką i Marcinem (marzec 2010r.) nad brzegiem jeziora były dwa parkingi. Może parkingi to za dużo powiedziane, ale bez problemu było gdzie się zatrzymać, odpocząć i skorzystać z ławeczek piknikowych – wszystko za free. Jednak gdy ostatnio tędy przejeżdżaliśmy (rok 2016), zwróciliśmy uwagę że ten drugi, większy parking został uporządkowany – nowy asfalt, wyznaczone miejsca do parkowania i nowe budki (pewnie sklepiki) w miejscu starego szutrowego placu. W internecie znalazłam zaś informacje, że przebudowa tego miejsca w 2014r. miała jeszcze jeden skutek w postaci wprowadzenia opłaty parkingowej…
Wróćmy jednak do tamtego marcowego poranka. Jezioro Lubnaig było pokryte cienką warstwą lodu, temperatura nie przekraczała kilku stopni powyżej 0C, ale nie przeszkadzało nam to zupełnie aby zjeść drugie śniadanie na łonie natury. Niektórzy skusili się również na chwile kontemplacji w pięknych okoliczności przyrody 😉
Po tej krótkiej przerwie wyruszyliśmy w dalszą drogę. Jechaliśmy prosto do zamku Kilchurn, który znajduje się około godziny jazdy od jeziora Lubnaig.
Zamek Kilchurn
Aby zobaczyć zamek Kilchurn, musieliśmy zboczyć nieco z trasy. W miejscowości Tyndrum skręciliśmy w lewo na drogę A85 i po 20 minutach dotarliśmy do niewielkiego szutrowego parkingu tuż nieopodal torów kolejowych. Ruiny zamku usytuowane są koło 700m od parkingu. Podążaj tam ścieżką, która prowadzi pod wiaduktem kolejowym. Sama twierdza zaś znajduje się na półwyspie i jest otoczona wodami jeziora Awe. Więcej o zamku Kilchurn pisaliśmy tutaj Zamek Kilchurn, Argyl&Bute, Szkocja – znajdziesz tam więcej zdjęć plus dokładne informacje jak i czym dojechać, kiedy można zwiedzać itp.
Z racji, że byliśmy tam na początku marca, zamek nie był udostępniony do zwiedzania, ale obejrzeliśmy go dokładnie z każdej możliwej strony i po zrobieniu kilku zdjęć wróciliśmy z powrotem do Tyndrum aby zacząć prawdziwie przyjemną część podróży a mianowicie przejazd niezwykle widokową częścią drogi A82.
Droga widokowa A82: Tyndrum → dolina Glen Etive
Droga A82 to krótko mówiąc jedna z najpiękniejszych dróg widokowych w Szkocji. Oczywiście nie cała, ale tylko niektóre jej odcinki 😉 Najbardziej malowniczy moment to zdecydowanie przejazd przez dolinę Glen Coe, ale tak naprawdę (jadąc od południa) niesamowite górskie krajobrazy pojawiają się już za miasteczkiem Tyndrum. Swego czasu, bezpośrednio przy drodze, była nawet bramka śniegowa, której używano do zamknięcia drogi w przypadku srogich warunków zimowych. Nam obecność takiej bramki przy szkockiej drodze mówi jedno – jadąc tą drogą będzie dziko, górsko i pięknie!
PUNKT WIDOKOWY LOCH TULLA
Ci z Was, którzy drogą A82 do doliny Glen Coe już raz jechali, na pewno pamiętają parking na wzniesieniu z kobziarzem w szkockiej spódnicy 😉 Tak, na tym punkcie widokowym bardzo często w sezonie turystycznym można posłuchać prawdziwej szkockiej muzyki podziwiając malownicze szkockie krajobrazy !
RANNOCH MOOR
Kolejnym ciekawym miejscem mijanym w drodze do doliny Glen Coe i Glen Etive są jeziorka i góry zwane Rannoch Moor. Ta miejscówka jest szczególnie ukochana przez fotografów, których można tu spotkać o każdej porze dnia i nocy 😉 My zatrzymaliśmy się nad jeziorkami na dłużej jesienią a efekty naszej pracy możesz obejrzeć tutaj
BLACK ROCK COTTAGE
Biała chatka z majestatycznym szczytem Buachaille Etive Mor w tle jest jednym z najczęściej fotografowanych miejsc w rejonie Glen Coe. Chatka należy do klubu wspinaczkowego Ladies Scottish Climbing Club i za opłatą można w niej przenocować.
Dolina Glen Etive
Tuż przed wjazdem do Glen Coe skręciliśmy w lewo, do doliny zwanej Glen Etive.
Dla miłośników Jamesa Bonda to miejsce powinno się wydać znajome – kręcono tu jedną ze scen „Skyfall”.
Dolina Etive to jeden z bardziej malowniczych zakątków Szkocji. Warto przejechać się tą wąską i krętą drogą aż do końca, docierając nad jezioro Loch Etive, które jest tak naprawdę szkockim fjordem. Przejazd zajmuje minimum pół godziny, ale dodajcie do tego czas na zdjęcia – obiecujemy, że często będziecie się w tym celu zatrzymywać 😉
Na końcu drogi zatrzymaliśmy się na chwile. Trzeba było podjąć decyzję gdzie rozbijamy nasze namioty i znaleźć drewno na ognisko. W sumie nie pamiętam dokładnie czemu nie zdecydowaliśmy się zostać przy jeziorze (zakaz biwakowania?) i wybraliśmy miejsce mniej więcej w połowie doliny Etive, nad rzeką. Z perspektywy czasu, wiem że była to jednak bardzo dobra decyzja – nocleg nad rzeką dał nam co prawda popalić (oj jak w nocy „ciągnęło” od rzeki !) ale blisko jeziora byłoby zdecydowanie zimniej…
Prawdziwym wyzwaniem okazało się jednak znalezienie drewna na ognisko. Las nie jest zbyt częstym elementem brytyjskiego krajobrazu i znalezienie suchego drewna w okolicy wydawało się mission impossible. Ale co to dla naszych chłopaków! Przysłowiowy pikuś. Wzięli samochód, wzięli niewielka siekierkę, zostawili mnie i Monikę wraz z całym dobytkiem kempingowym nad rzeką i pojechali w siną dal w głąb doliny. Co tam się działo opowiada poniżej Rafi! Ja tylko napiszę, że po mniej więcej 3 godzinach czekania na nich w obozowisku (a przecież pojechali tylko na chwile ?), byłyśmy dobrze przemarznięte i oczywiście wściekłe! A oni jakby nigdy nic z wielkimi uśmiechami zdobywców wrócili z autem wyładowanym po brzegi gałęziami.
Mrożąca krew w żyłach historia Rafiego 😉
„Misją opałową zajęliśmy się my, zostawiając kobiety w obozowej kuchni… Znalezienie drewna – już nawet nie suchego – nie było łatwym zadaniem, ze względu na brak zalesienia okolicy. Jednak tuż przed końcem drogi w dolinie, przejeżdżaliśmy przez niewielki las, więc postanowiliśmy tam spróbować szczęścia. Zauważyliśmy też, że końcu drogi odbywała się ścinka drzew. Widzieliśmy małą koparkę i faceta w jeepie jadącego przed nią. No ale jakby nigdy nic zaczęliśmy szukać powalonego drzewa i najlepiej takiego które było by suche. Po chwili w lesie stwierdziliśmy jasno, że suche drewno w lesie w Szkocji to mit ! Zdecydowaliśmy się porąbać jedną z leżących choin, chociaż porąbać to może za duże słowo. Po 15 minutach ciupania moją podręczną siekierką, którą zawsze zabieram na wyjazdy, nie dotarliśmy nawet do połowy konara… Idąc tym tropem mogliśmy tu sobie ciupać i ciupać z Marcinem do rana 😉
W między czasie jeep, którego widzieliśmy wcześniej, zatrzymał się nieopodal naszego auta na drodze. Wysiadło z niego sporych rozmiarów chłopisko, o wyglądzie drwala, który zaczął iść w naszą stronę. Zainteresowany tym co robimy zapytał się czy my te drzewo ścięliśmy. Oczywiście szybko odpowiedzieliśmy zgodnie nieeeeee! Zapytał się więc: po co nam to drzewo? Odpowiedzieliśmy, że zostajemy w dolinie na noc i chcemy zrobić wieczorem ognisko aby się ogrzać przed snem, a nasz obóz jest kawałek stąd i zostawiliśmy w nim nasze kobity. Gościu z kamiennym przez cały czas wyrazem twarzy przyglądał się przez chwilę nam i naszej siekierce i stwierdził: to może Wam pomogę? Po czym obrócił się na pięcie i wrócił do jeepa. Zza siedzenia wyciągnął coś dużego i po chwili naszym oczom ukazała się największa siekiera jaką w życiu widzieliśmy. No topór po prostu ! Trzonek siekiery był tak długi, że gościu mógł się o niego bez problemu oprzeć. No i wziął ten topór i zaczął iść w naszym kierunku… Popatrzyliśmy z Marcinem na siebie i powiedziałem: no to już po nas ! Jesteśmy na środku pustkowia – totalne zadupie, dookoła brak żywej duszy i zbliżający się wielki facet z wielkim toporem ! A drwal jakby nigdy nic, minął nas, zamachnął się toporem nad choiną, rach ciach uderzył z 6 razy i drewno na ognisko było gotowe… Podziękowaliśmy więc grzecznie i drwal odjechał 😉 Resztę drobnych gałęzi nazbieraliśmy sami bez problemu.
Tym sposobem kolejny raz doświadczyliśmy szkockiej gościnności… Koniec końców okazało się, że bardziej niż drwala powinniśmy się obawiać naszych kobiałek, które z minami dalekimi od uśmiechu powitały nas po powrocie….”
Po otrzymaniu słusznego opierdzielu (3 godziny w lesie ?!) chłopaki zrobili ekspresowego grilla, my z kolei ekspresowy obiad i już zdążyło się ściemnić.
Ale zanim się ściemniło dolina Glen Etive rozświetliła się słońcem !
Naszym dużym błędem – który spowodował, że w nocy było nam bardzo zimno – był fakt, iż razem z rozbiciem namiotów wyciągnęliśmy i rozłożyliśmy w środku namiotu puchowe śpiwory (jakoś tak człowiek nie pomyślał 🙂 Przez kilka godzin bardzo łatwo złapały całą wilgoć z powietrza (a nad rzeką jej przecież nie brakuje) przez co straciły swoje właściwości termiczne. Tym sposobem nasze dupki zmarzły w nocy porządnie, a my dostaliśmy lekcję, którą pamiętamy do dziś i więcej tego błędu nie popełniamy !
Monika i Marcin puchowych śpiworów nie mieli i zdecydowanie lepiej na tym wyszli 😉
Ognisko zostało ułożone przez oryginalną harcerkę (tak to ja !) i przed snem mogliśmy się trochę ogrzać. Długo jednak nie zabawiliśmy bo po pierwsze – w dniu wyjazdu pobudka była bardzo wczesna, a po drugie – jakimś cudem zabraliśmy ze sobą tylko dwa – słownie DWA – piwa 🙂 Dla zdobywców drewna opałowego to był prawdziwy dramat !
Tymczasem o poranku przywitała nas całkiem przyjemna pogoda – pochmurno, słonecznie, a przy wyjeździe z dolino deszczowo i tęczowo! Razem z Rafim na rozgrzanie zrobiliśmy sobie poranną gimnastykę, po czym obudziliśmy Monikę i Marcina, zjedliśmy śniadanko, zabraliśmy wszystkie nasze śmieci i spakowani ruszyliśmy w dalszą podróż do doliny Glen Coe.
Niezbyt wyraźna, ale tuż zanim dopadł nas przelotny deszcz udało mi się zrobić tęczę z górą-ikoną w tle 😉
Skocz do kolejnej części Wiosennej Przygody w Szkocji:
• Zamek Eilean Donan Castle i wędrówka na Old Man of Storr (cz.2) •
…i inne przydatne informacje 😉
Mapa trasy: za punkt początkowy przyjęliśmy granicę Szkocji z Anglią w Gretna Green. Z tego miejsca do doliny Glen Etive (odwiedzając wszystkie proponowane przez nas miejsca) mieliśmy do przejechania około 340km czyli ok. 4.5 godziny nie licząc przystanków
Zamek Kilchurn: przybliżony kod do nawigacji PA33 1AJ. Więcej zdjęć i informacji zamieściliśmy tutaj – zamek Kilchurn, Argyll&Bute, Szkocja
Dolina Glen Etive: parking na końcu doliny – kod do nawigacji PH49 4JA Ballachulish
Post „Wiosenna Przygoda w Szkocji: zamek Kilchurn i dolina Glen Etive (cz.1)” pojawił się po raz pierwszy na www.katiraf.com
8 komentarzy
Czarna Skrzynka
13 marca 2017 at 09:03Echhhh….aż zatęskniłem do tych odludnych przestrzeni! 🙂 Zdjęcia mega. Dzięki za parę minut za oderwanie do innego świata!
Kasia
13 marca 2017 at 18:09Odludne przestrzenie z nieuśmiechniętym ale pomocnym drwalem w tle 😉
Zastrzyk inspiracji
13 marca 2017 at 18:12Niesamowite, wręcz nieziemskie krajobrazy…. Przepięknie to wszystko wygląda… Jak z zupełnie innego świata 🙂
Kasia
13 marca 2017 at 19:01Szkocja to taki trochę inny świat 🙂 a im dalej na północ tym bardziej nieziemsko !
Natalia
13 marca 2017 at 22:17Właśnie mi uświadomiliście, że nie byłam jeszcze w Szkocji 😉 A jak patrzę na te zdjęcia to aż mnie coś ściska w środku. Jak ja tęsknię za górami, za nocami pod namiotem i milionem gwiazd, za kolacjami z ogniska…
Kasia
14 marca 2017 at 18:31Góry, namiot, milion gwiazd (i milion muszek midges też) i kolacje z ogniska – tak to wszystko do zrobienia w Szkocji 😉
Paweł
14 marca 2017 at 06:11Normalnie już chciałem się pakować i bookować bilet do Szkocji 🙂 Za takie widoki, dałbym się porąbać siekierą.
Kasia
14 marca 2017 at 18:32Ha ha ha 😉 Tak, widoki warte ściętej głowy !